piątek, 6 marca 2015

ROZ. 18/ CZ. II

"Będzie dobrze" powiedziałam jeszcze sama do siebie i postanowiłam pojechać do domu. 
Gdzie był on. 
Facet bez serca, którego tak czy siak bardzo kochałam. 

--------------

"OD AUTORKI: Chciałabym przeprosić za przeskoki, które mogą wam się nie podobać ale uważam, że niepotrzebne by było jakbym pisała, że Evelina wpierdziela co ma pod łapą oraz, że brzuch jej rośnie" 

----------------

*5 i pół miesiąca później*

-Cześć. -powiedziałam już z wyraźnie podkreślonym brzuchem do Chrisa. 
-Cześć. -powiedział i mnie mocno przytulił. -Musimy porozmawiać. -powiedział łapiąc mnie za rękę. 

Podeszliśmy do kuchni, gdzie ja usiadłam na blacie uważając na brzuch a chłopak obok na krześle. 
-Więc.. O czym chciałbyś rozmawiać? -zapytałam, biorąc jedno z jabłek do buzi. 
-Wiesz, że nie musisz tego robić. Wolałbym jakbyś tu była a nie wyjeżdżała do jakiś innych miast, wolałbym, żebyś była ze mną i Ryanem. Czy my się tobą źle zajmujemy? -zapytał patrząc na mnie i przechylając wargi na bok. 
-Chris... -powiedziałam zeskakując z blatu kuchennego i siadając przed nim. -Nie o to chodzi, że jest mi źle. Jest wspaniale, chociaż brakuje mi Justina. Nie mogę jednak przez całe życie, żyć w twoim domu. Jest już marzec, za dokładnie trzy i pół miesiąca mam urodzić. Nie mogę niańczyć moich dzieci tu. Nie zrozum mnie źle, jest to dobry pomysł ale muszę żyć na własną rękę i na własnych zasadach. Dzieci zaczną rosnąć, ząbki i wszystko inne. Muszę mieszkać sama i dać sobie radę. Przecież będę samotną matką. Żłobek, przedszkole, szkoły. Po za tym wszystko jest tu z nim związane. Wiesz, że jest mi trudno wiedząc, że jest w tym samym mieście i zalicza wszystkie dziewczyny dookoła. Patrząc się na płyty i wszędzie jego twarz na gazetach. Nie chcę tak. Jadę do Los Angeles bo to duże miasto, coś nowego. Zapomnę praktycznie o wszystkim. Za parę dni możecie mnie odwiedzić. Po za tym.. Mieszkanie jest kupione, auto i wszystko jest już zrobione. Wylot jest o 22,00 nie ma już odwrotów. 
-Evelina wiesz, że będziemy tęsknić? -powiedział a na jego policzku zleciała samotna łza. -Moja siostrzyczka się wyprowadza przez jakiegoś idiotę. 
-Chris nie płacz. Tylko wszystko utrudniasz. Będzie ciężko ale jak będziemy mieli kontakt wszystko się inaczej potoczy. 
-Dwa tygodnie przed porodem przyjedziemy do Ciebie. -powiedział tuląc mnie do siebie. 

Lotnisko:

-Na pewno wszystko masz? -zapytał Ryan patrząc na mnie ze łzami w oczach. 
-Tak.. Po za tym co bym miała brać? Wszystko jest już na miejscu. -powiedziałam a jedna samotna łza spłynęła po moich oczach. 
Stałam i patrzyłam się na swoje ubrania. 
Byłam w praktycznie szóstym miesiącu ciąży ale i tak uważałam, że nie powinno to wpłynąć na mój styl. 
Chodziłam na szpilkach, sukienkach, spódniczkach oraz bluzeczkach do pępka. 
Nie powiem, że źle to wyglądało a raczej słodko. 
-Pasażerowie lotu do Los Angeles powinni jak najszybciej iść do kasy. Prosimy o pośpieszenie się. Ostatnie pięć minut. -powiedziała jakaś kobieta przez megafon. 
-Czas się żegnać chłopcy. -powiedziałam do dwójki i od razu ich do siebie przytuliłam, szybko jednak odeszłam gdy do moich oczu zaczęło napływać coraz więcej łez. 
-Żegnajcie! -krzyknęłam gdy pokazałam bilet sprawdzającej kobiecie i szybko pobiegłam do samolotu. 

Siadając na swoje miejsce w klasie ekskluzywnej, bo przecież nie będę leciała z jakimiś chorymi osobami razem. Jak to powiedzieli chłopcy. 
Rozłożyłam nogi na swoje miejsce, wyciągając swojego iPoda włączyłam piosenkę Rihanny i zaczęłam się wsłuchiwać. 

Ciekawi was jak potoczyło się to wszystko? 
Dnia kiedy się dowiedziałam o dziecku a później wyleciałam z domu? 
Wróciłam późno, nie zastałam już Justina. 
Widocznie mu nie zależało na naszych bliźniakach jak to stwierdził lekarz. 
Widziałam go tysiące razy na mieście. 
Do nas też przychodził, inaczej mówiąc pukał do drzwi. 
Jednak nigdy nie chodziło o mnie. 
Chciał mieć kontakt z chłopakami, był zawsze wyganiany.
Miesiąc temu zobaczyłam artykuł gdzie był on, wielki nagłówek "Justin Bieber wyparł się dzieci?", później w telewizji gadali, że jestem w ciąży.
Jednak po tygodniu znaleźli inny temat. Jaki?
"Justin Bieber i jego nowa dziewczyna! Selena Gomez powraca do Justina po tym wszystkim!".
Nie wytrzymałam, zaczęłam się rzucać i płakać.
Chłopaki wszystko widzieli, pomagali od początku.
Jednak to nadal nic.
Tydzień temu przyszedł do mnie list:

"Jeżeli to moje dzieci to mogę płacić alimenty. Stać mnie na to. Nie chcę ich jednak widzieć. Nie jest mi potrzebne. Pozdrawiam Justin!".

Wtedy wiedziałam, że to nie jest już nawet miasto dla mnie.
Sprzedając w ciągu 2 godzin swoje mieszkanie za 15 milionów, kupiłam inne i po sprawie.

Chciałam zacząć wszystko od nowa.
Chciałam ale wyobraźcie sobie jakie to było trudne.

Z dnia na dzień nie masz mężczyzny kogo kochasz.
Zostajesz z wielkim brzuchem.
List a w nim takie przykre słowa.

Nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam.

*Dwa tygodnie później*

-Tak mamo, mieszkanie jest piękne. -mówiłam do telefonu. -Tak, dam radę sama. Nie musisz przyjeżdżać. -cały czas odpowiadałam.
Głośne dzwonienie, żeby dostać się do mojej małej komnaty uratowało mnie od rozmowy z mamą.

Podchodząc do drewnianych drzwi, delikatnie je uchyliłam by zobaczyć kto się tak dobija.
-To ja John. -powiedział chłopak a ja szybko otworzyłam je.
-Masz pizzę? -zapytałam a czarny chłopak, pomachał mi kartonem obok oczu. -Możesz wejść. -powiedziałam biorąc to o co go prosiłam przez telefon.
-Nie wiem jak ty mieścisz to wszystko w siebie mając taką figurę.
-Nie zapominaj, że jestem w ciąży. -powiedziałam śmiejąc się do niego.

Ciekawi kto to jest John?
Chłopak dokładnie w moim wieku.
Pierwszego dnia gdy tu przyjechałam, miałam oczywiście masę zdrowych rzeczy w lodówce, które zamówiła mi mama przez internet ale nie miałam jakoś chęci na coś mało kalorycznego.
Ciekawiła mnie bomba kaloryczna.
Przeglądając różne numery w telefonie domowym znalazłam również do pizzeri.
Dzwoniąc od razu zamówiłam największą.
Pół godziny zapukał mi nie kto inny jak John.
Czarnoskóry mężczyzna, który ma uśmiech zarażający.
Zapraszając go do środka nie wiedziałam czy dobrze robię ale jednak "Raz się żyje!".
Codziennie dzwoniąc po chłopaka przez równy tydzień a dokładnie to po pizzę tak go poznałam.
Można powiedzieć że zajmuje się mną tak samo jak chłopaki.

-Co dziś robimy? -zapytałam a on się zaczął szeroko uśmiechać.
-Słyszałaś o czymś takim jak "Kolorowa plaża?" -zapytał a mnie zaczęło to bardzo interesować.


-----

jakiś niezbyt ale to dlatego że brak jusa.
w następnym się poprawi.