wtorek, 10 czerwca 2014

IMPOSSIBLE 28

-Przecież muszę wyjechać! Muszę się odkochać. Po za tym sam powiedział że nic do mnie nie czuję. Tylko jak ja wytrwam bez tych jego pięknych oczu.. Bez tego jego uśmiechu przez który mam ciarki na plecach. Aaaaaaa! -wydarłam się na cały głos przez co zaczęło boleć mnie gardło. -Dziadku gdzie jesteś bo właśnie pogubiłam się w swoim życiu. Pokaż mi drogę żebym mogła dojść wreszcie do celu bo sama chyba nie dam sobie rady. -powiedziałam i zaczęłam powoli iść do domu.
---

Minął miesiąc.. Z Justinem nie mam żadnego kontaktu. 
Pisałam.. Dzwoniłam.. Na marne. Ciągle włączała sekretarka, jakby ustawił specjalnie tak. 
-Evelina! -usłyszałam doniosły głos ojca. -Ile mamy na Ciebie czekać.. 
No tak. 
Właśnie dziś wyprowadzam się do Niemiec. 
Spojrzałam ostatni raz na mój pokój i na łóżko na którym zostawiłam swojego misia którego dostałam od Justina. 
Nie chcę mieć przy sobie. 

Powolnym krokiem zeszłam na dół patrząc się na mieszkanie w którym przeżyłam swoje całe dzieciństwo. 
-Evelina chodź bo nam samolot odleci. 

*OCZAMI JUSTINA*

-Kurwa co jest?! -spojrzałem na komputer i nie mogłam uwierzyć. 
Evelina usunęłam mnie ze znajomych na wszystkim. WSZYSTKIM.
-Głupi jestem. -powiedziałem do siebie.
Wszedłem na TT i napisałem jej nick. Dobrze go znałem nie był trudny. 
Spojrzałem w laptopa i zobaczyłem że minutę temu dodała post i zamarłem.

"Jedziemy podbijać Niemcy. Dziękuję że przy mnie byłeś. Wreszcie zrozumiałam dlaczego się nie odzywałeś.. Czas na nas właśnie przyszedł. Zawsze Cię będę kochać twoja @snuckky."

a wcześniej;

"w drodze na lotnisko. te posty są moimi ostatnimi, przestaję wchodzić na Twittera bo zbyt dużo wspomnień z Tobą:("

i dodany przed sekundą;

"chciałabym się tylko pożegnać.. jeżeli ci zależy bądź o 13,00 równo przed lotniskiem"

Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem że już 12,48. 
-Ciekawe czy zdążę. Raz się żyje... -nie zakładając butów wybiegłem z domu do swojego pięknego auta i zacząłem jechać 120 na godzinę. 
Miałem gdzieś mandaty, gdzieś to że zabiorą mi prawko. 
Jeszcze 2 km do lotniska. Myślałem. 
-Dziękuję Boże że mi nie utrudniasz i nie dajesz żadnych czerwonych świateł. -powiedziałem i zakręciłem w jedną z uliczek i zapadłem się pod ziemią. Korek, wielki korek. 
Walnąłem dłońmi w kierownicę przez co klakson wydał z siebie dźwięk. 
Spojrzałem do tyłu żeby wycofać ale samochodów było zbyt wiele.
-Co ja Ci kurwa zrobiłem że mnie tak karzesz? -spojrzałem do góry i mówiłem do Boga. 
-Hej stary, co ty tu robisz? -spojrzałem i zobaczyłem mojego przyjaciela Chaza. 
-Trzymaj auto. Jedź nim pod lotnisko. -i tak oto zacząłem biec przed siebie na boso. 

*OCZAMI EVELINY*

-Zaraz do was dojdę. Czekam na Justina. Ma jeszcze dwie minuty. -powiedziałam i spojrzałam błagalnie na mamę która uśmiechnęła się do mnie.
-Zdąży. -powiedziała i złapała za dłoń ojca i zaczęli iść przed siebie z swoimi i moimi torbami. 

-Gdzie ty jesteś? -powiedziałam kiedy była równo 13,00.
-Kochanie musimy już iść. Może nie mógł. -powiedział tata i pociągnął mnie za rękę do siebie. 
-Ale on zaraz będzie ja w to wierze.. -powiedziałam to tak cicho że sama tylko mogłam wiedzieć co mówię. 
Spojrzałam tylko za siebie a go nadal nie było. 
-Kocham Cię. -powiedziałam cicho i pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. 

Bramki sprawdzające, podanie biletu i koniec. 
Właśnie szłam do samolotu. 
Ostatnie sekundy kiedy się mógł do mnie dodzwonić minęły. Właśnie włączyłam tryb offline. 
-Żegnaj.. Już na zawsze. -powiedziałam do siebie i poczułam jak ktoś czyli tata kładzie rękę na moim ramieniu i delikatnie głaszcze. 

Usiadlam na swoim miejscu i przez chwile pomyslalam ze moze tak jak w tych wszystkich filmach romantycznych przyjdzie i poprosi kierowce samolotu by chwile poczekam a pozniej wyzna mi miłość ale tak sie nie stało.  
Wzielam do reki moje mp3 i zaczęłam słuchać piosenki, nie. kogo innego tylko Justina. 
Zaczęła leciec piosenka "Fall" ktora ostatnio mi spiewal.  

"-Mam cos dla Ciebie. Mysle ze Ci sir spodoba- powiedział i po chwili założył bandamkr na oczy. 
Szlismy w ciszy.  To nie byla ta cisza w ktorej nie wiemy co powiedziec.  To byla ta przyjemna cisza w ktorej ceszylismy sir ze mozemy byc razem. 

Poczulambjak chlopak zdejmuje mi chuste i zabiera duze dłoni z mojej twarzy. 
-Spojrz.  -powiedzial a ja zaczelam spogladac na piękne pole lawendy. 
Na samym srodku stalo duze drzewo a pod nim koc, koszyk i gitara. 

Usiedlismy i zaczęliśmy faszerowac sie truskawkami z w czekoladzie.  
-Masz tu cos . -powiedzial i musnal delikatnie moj policzek. -I tu, i jeszcze tu. -powtarzal czynnosc, raz na jednym policzku a raz, raz na drugim a pozniej na ustach.  
-Zagraj mi cos.  -powirdzialam odrywajac sie od niego. i podając mu gitare. 
-Zagram "Fall" bo przypomina mi nasza historie Shwaty. 

Chlopak przejechal delikatnie palcami po gitarze a po chwili dodał wokal. 
Czulam ze doszczęścia nie jest mi nic innego potrzebne. "

Zamknięlam oczy i pozowolilam by Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy. 

*OCZAMI JUSTINA* 
-Jestes chujem, idiota, frajrem i wszystkim co najgorsze.  -mowilen sam do sirbie. -Pozwoliles jej odejść, pozwoliles. odejść dziewczynie ktora kochasz. -slone lzy splywaly po moim policzku. 
Podszedłem do auta i przyjaciel spojrzal na mnie. 
-Stary bedzie dobrze.  - i w tym momencie wpadlem w jego ramiona i zacząłem ryczec jak małe dziecko. 

---------

Przepraszam rozdział mam napisany od. wtorku tamtego tygodnia ale jakos nie byłam pewna czy go dodac. 

wtorek, 3 czerwca 2014

IMPOSSIBLE 27

Spojrzałam na niebo i podziwiałam małe gwiazdki których na niebie było pełno.
-Ta mi się podoba najbardziej. -pokazałam palcem na bardzo małą gwiazdkę którą ledwo co było widać. Poczułam na swoich biodrach delikatne dłonie.
-Wiesz która mi sie podoba? -wyszeptał mi do ucha.
-Która? -zapytałam i delikatnie uniosłam głowę by spojrzeć na niego.
-Ta na dole. Ta którą tak bardzo kocham i która jest przy mnie. I przyżekam jej że nie odejdę, chyba że do nieba ale nawet tam będę nad nią czuwał.
-----------------------------------------------

-Co by było gdybym wyjechała? Chodzi.. Wiesz, wyprowadziła się. 
-Dlaczego pytasz? -spojrzał na mnie z troską w oczach. 
-Bo możliwe że wyjeżdżam. -powiedziałam i podniosłam wzrok na niego.
-Ale jak to?
-Moja mama dostała dobrą ofertę na otwarcie restauracji ale żeby otworzyć ją w Gutersloh musimy się tam przeprowadzić.
-Na ile? -spojrzał na mnie i zaczął delikatnie głaskać mnie po dłoni.
-Na zawsze. -chłopak momentalnie wstał z miękkiego dywanu na którym siedzieliśmy u niego w domu i zaczął chodzić w kółko.
-A co z nami? Przecież ja Cię kocham.. Co z przyjaźnią? -zaczął nerwowo wymachiwać dłońmi.
-Przecież będę przyjeżdżać. Będziemy nadal się przyjaźnić. -wstałam, powoli do niego podchodząc.
-Sama wiesz że to nie wypali. Przestaniemy mieć jakikolwiek kontakt już po dwóch miesiącach.
-Mój idol kiedyś powiedział "Jeśli wierzysz, osiągniesz wszystko". Znasz to?
-Nie mów mi teraz o cytatach które sam powiedziałem. Chodzi tu teraz o coś ważnego. O Ciebie Evelina. Przecież wiesz że takie przyjaźnie nie trwają długo. Masz osiemnaście lat możesz zamieszkać tu w Atlancie. Ze mną. Z moją mamą.
-A wyobrażasz sobie swoje życie bez rodziny? -zapytałam.
-No nie.
-No właśnie ja też nie, Justin.
-Czyli ja i moje uczucia w ogóle Cie nie obchodzą? -zapytał a ja zamknęłam na chwile powieki.
-Justin, przestań. Dobrze wiesz że jest inaczej. Kocham Cię ale myśl że kiedyś odejdziesz jest też w mojej głowie. Rodzinę mam na zawsze a nie wiem jak z tobą. Po za tym muszę tam jechać. Nie zostanę w tym wszystkim sama.
-Będę ja. Będę przecież z tobą.
-Justin nie utrudniaj mi tego wszystkiego. I tak było mi trudno wybrać życie z nimi czy z tobą. Nie wiem co by mogło mnie tu zatrzymać. Chyba tylko to jakbym miała męża czy narzeczonego. -powiedziałam ze łzami w oczach.
-Wyjdź za mnie! -powiedział klękając.
-Że co? -zapytałam ocierając swoje policzki.
-WYJDŹ ZA MNIE!
-Przestańmy żartować. Wiem że kochasz mnie tylko jako przyjaciółkę nie darzysz mnie żadnym innym mocniejszym uczuciem.

*OCZAMI JUSTINA*

-Przestańmy żartować. Wiem że kochasz mnie tylko jako przyjaciółkę nie darzysz mnie żadnym innym mocniejszym uczuciem. - w tej chwili chciałem jej powiedzieć że ją kocham. Co czuję.. Kim mogłaby być dla mnie. Nie mogę. Po prostu nie mogę. Obiecałem jej że się nie zakocham w niej.
-No tak.. -powiedziałem i usiadłem na krześle.
-Chyba na mnie już pora. -powiedziała i po prostu wyszła.
Walnąłem pięścią w ścianę.
-Kurwa. -powiedziałem na głos nie dlatego że właśnie skręciłem sobie rękę tylko dlatego że właśnie tracę moją ukochaną.

*OCZAMI EVELINY*

-No tak.. -powiedziałem i usiadłem na krześle.
-Chyba na mnie już pora. -powiedziałam i szybko wyszłam z jego pokoju a później mieszkania. 
Zaczęłam szybko biec przed siebie. 
Po chwili skręciłam w uliczkę i biegłam w bardzo znane mi miejsce. 
Moje miejsce i Justina które mu pokazałam jak mieliśmy dzień dla siebie. 
Pamiętacie je jeszcze? 
Usiadłam na ławeczce zmęczona. 
-Przecież muszę wyjechać! Muszę się odkochać. Po za tym sam powiedział że nic do mnie nie czuję. Tylko jak ja wytrwam bez tych jego pięknych oczu.. Bez tego jego uśmiechu przez który mam ciarki na plecach. Aaaaaaa! -wydarłam się na cały głos przez co zaczęło boleć mnie gardło. -Dziadku gdzie jesteś bo właśnie pogubiłam się w swoim życiu. Pokaż mi drogę żebym mogła dojść wreszcie do celu bo sama chyba nie dam sobie rady. -powiedziałam i zaczęłam powoli iść do domu. 

-----------------------

PRZEPRASZAM ŻE KRÓTKI ALE PISAŁAM NA INFORMATYCE. 
KOMPUTER MAM NADAL POPSUTY DLATEGO