czwartek, 5 września 2013

ROZDZIAŁ 86

*OCZAMI JUSTINA*

-Zna może ktoś tu, nie jakiego pana Justina. -zapytał jakiś starszy koleś. 
-To ja. A co? -zapytałem. On złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do sali jakieś. 
Weszliśmy do tej sali i zobaczyłem Rose. 
-Kochanie przepraszam. -powiedziała a ja zacząłem się śmiać. 
-Ej to ja przepraszam że zamiast Ci coś podłożyć pod dupsko żeby było Ci miło kocyk to siedziałem i samemu mi było miło z kocykiem. -zaczęła się śmiać. 

Usiadłem obok niej i patrzyłem jak leży i jęczy na tym łóżku. 
Justin to jest ten moment! Ta chwila! Rób to! -mówiłem sam do siebie.
-Rose, mam do Ciebie jedno ważne pytanie. -powiedziałem i zacząłem szperać po kieszeniach. Dziewczyna spojrzała na mnie jak na idiotę. -Wyjdziesz za mnie? -powiedziałem i zobaczyłem jak dziewczyna zaczyna płakać. -Czyli tak czy nie? -poruszyłem zabawnie brwiami. 

*OCZAMI ROSE*

Zaczęłam płakać, ze szczęścia oczywiście. 
-Tak Justin! TAK! -powiedziałam przez łzy i zaczęłam się do niego przybliżać a on do mnie. Po chwili nasze usta złączyły się w jedność. 
-Pani Rose? -powiedział mi bardzo znajomy lekarz. 
-To pan! -zrobiłam zdziwioną minę. Znam bardzo dobrze tego lekarza, kiedyś gdy jeszcze mieszkałam w Atlancie chodziłam do niego i on mnie badał, to od niego dowiedziałam się że jestem bardzo chora, że zostają mi ostatnie miesiące ale pewnego dnia wyjechał i przyszedł nowy. -Co pan tu robi? -zapytałam zdziwiona. A on się uśmiechnął. 
-No zmieniłem pracę, nie wiem czemu ale wolę patrzeć jak rodzą się dzieci i patrzeć na uśmiech kobiet niż mówić im że są śmiertelnie chore. -powiedział i znów się uśmiechnął. -Widzę że jednak miałaś przeszczep. -uśmiechnął się do mnie. Poczułam mocny skurcz i znów wydałam z siebie głos. 
-No jednak. -uśmiechnęłam się. 
-To czas rodzić. 

Po 3 godzinach urodziłam oto takie dzieci;


Chłopczyka o imieniu Drew (po tacie) i dziewczynkę o imieniu Eveline (po mojej mamie). 

*TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ*

Właśnie siedzę na sofie i patrzę jak mój narzeczony bawi się z moimi małymi dziećmi. 
Jestem strasznie zła... Po urodzeniu tych oto pięknych dzieci zostały mi wielkie rozstępy. Zaczęłam je oglądać i robić złe miny. 
-Jesteś piękna. A te blizny są jak tatuaże. Są takie piękne jak ty. Pokazują co przeszłaś i oczywiście co nam wyszło. -zaczął szeptać do mojego ucha. 
-Justin.. -powiedziałam i zaczęłam głaskać jego policzek. -Ja chyba chcę....


CO ONA CHCE? 
DO SOBOTY :>

9 komentarzy:

  1. Jak mogła w takim momencie?!
    hehe rozdział jest cudowny ♥
    szkoda że taki krótki, czekam na nn do soboty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie jak mogłaś w takim momęcie :D Te dzieci są takie słodkie na tym zdjęciu. Rozdział świetny czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. HSDCHDVDFYCSDYCBYC *.* JEJKA ROZDZIAŁ JAK ZAWSZE ZAJEBISTY,ICH DZIECI SĄ TAKIE HSCDDCDVCGDVCTD ŚLICZNE *.* CZEKAM NA NN ;) ♥ JESTEM CIEKAWA CO ONA CHCĘ :) *.* ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na nn *.* boski rozdział jak zwykle *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. o ranyy... Co ona chce?? Jestem taka ciekawaa! Czekam na nn! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  6. Wooow super rozdział czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski czekam na next :)
    Agan :*

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdzial cudowny <3 ey kto rodzi tylko 3 godziny ? o.O no mniejsza <3 słodziaaaaki

    OdpowiedzUsuń