Sandra Carter, 17 lat . Przeprowadziła się do Atlanty by spełniać swoje marzenia i studiować medycynę.
Uwielbia poznawać ludzi, jest bardzo otwarta. Kocha jeździć na desce. Nie lubi osób zarozumiałych. Umawia się zazwyczaj z chłopakami o rok młodszych od niej lub o rok starszych od niej. Jeszcze nigdy w swoim życiu się nie zakochała co niedługo się zmieni.
-Hej -powiedziałam do dziewczyny która wchodziła po schodach z kartonami.
-Cześć, Sandra. -podała rękę co spowodowało że wszystkie kartony jej spadły. Zaczęliśmy się śmiać.
-Ja jestem Rose a to Justin, mieszkamy na przeciwko. Pomóc Ci?- zapytałam.
-Nieee dam sobie radę. -zobaczyłam jednak w jej oczach że pomoc jest potrzebna bo dziewczyna już jest wyczerpana.
-Ale i tak Ci pomożemy.
Dziewczyna odłożyła kartony do domu i schodziła razem z nami po schodach;
-Ej kochanie za to też będziesz musiała mi coś dać. -chłopak wyszeptał mi do ucha i lekko klepną po tyłku.
Odwróciłam się i dałam mu całusa;
-Wystarczy? -zapytałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Wolał bym takiego jak wcześniej, ale ten też mnie uszczęśliwia. Pamiętaj że wygrałem zakład i będziesz musiała zrobić to co będę Ci kazał.
-Kurcze, zapomniałam. -stanęłam przed Justinem i zaczęłam mu szeptać do ucha -A może jednak nie będę musiała? -dotknęłam jego klaty i zaczęłam delikatnie jeździć po niej. -myślałam że zawrócę chłopakowi w głowie i nie będę musiała nic robić. Myliłam się. Chłopak tylko się spojrzał mi w oczy, złapał za rękę i pociągną na dół, mówiąc "Poczekaj do wieczora, na klatce to tak nie ładnie.".
Zaczęłam się śmiać.
Po 30 minutach wchodzenia po schodach, wszystkie kartony były już w domu naszej sąsiadki;
-Dzięki za waszą pomoc, chcecie może czegoś się napić?-zapytała
-Nie dzięki, ona musi ze mną coś zrobić. Jak coś to zawsze możesz na nas liczyć. Pamiętaj. -odpowiedział chłopak. Spojrzałam się na niego.
-Dzięki, wy na mnie też. To pa, nie będę wam zabierać czasu.
-Pa pa -odpowiedzieliśmy razem.
-Ej Justin pójdziesz po coś dla mnie?-zapytałam.
-Po co?
-Mam ochotę na coś słodkiego. -powiedziałam i spojrzałam się na chłopaka słodkimi oczami.
-Nie wystarczę Ci ja? -zapytał i wybuchneliśmy wielkim śmiechem. -Ja mam w szufladzie słodycze. -powiedział a ja się przytuliłam do niego.
Przekręciłam kluczem-zamek i weszliśmy do środka.
Chłopak poszedł do naszej małej sypialni i wyciągną z szuflady 5 batoników i krzykną;
-Trzymaj mała. -rzucił mi 3 batoniki i kazał zjeść.
-Nie zjem 3!
-Masz zjeść!
Po paru minutach nie było już batoników.
-Dobra Justin jest już 22 idę się kąpać. -skierowałam słowa w stronę chłopaka.
-Coo? Nie!
-Jak nie? -byłam zdziwiona bo chłopak się wydarł, nie wiedziałam o co mu chodzi ale wreszcie mi wytłumaczył;
-Więc wygrałem. Idziemy grać w kosza!
-Jutro jest szkoła. Nie wiem Justin....
-Chodź nie marudź..
Poszliśmy na boisko które znajdowało się na naszym osiedlu.
-Dobra po meczu idziemy do domu!
-Okej, ale to nie jest tylko moje życzenie!
-A co chcesz jeszcze?
Po tym co chłopak powiedział byłam zdziwiona. Zażyczył sobie żebym......................
Dziś nie miałam dla kogo dawać ten rozdział tzn. jest dla was, dla wszystkich kto to czyta.
Piszcie coś w komentarzach bo powoli myślę nad kończeniem pisania bloga bo nie komentujecie ani nie obserwujecie.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ PRAWDOPODOBNIE JUTRO!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham to i nie koncz ;**
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniale
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE.. CZYTAM TWOJEGO BLOGA REGULARNIE<3
OdpowiedzUsuń