Więc tak;
1) Zaczyna się szkoła. Rozdziały nie będą dodawane codzienne tylko w; wtorek, czwartek oraz sobotę. We wtorek i czwartek gdzieś pomiędzy 18-21 a w sobotę 10-13.
2) Martwi mnie to że na asku dostaję powiadomienia że jestem "KURWĄ" i że moje opowiadanie jest do dupy. Pisałam wam że nie zmuszam was do czytania więc nie bluzgajcie mnie.
3) Opowiadanie niedługo będzie się kończyć, będzie około 110 rozdziałów. Więc proszę was abyście nie pisali na mnie jakiś wyzwisk.
4) Teraz sama nie wiem czy będę pisała inne opowiadanie po tym co dostaje na asku. Chociaż są osoby które mnie bardzo pocieszają.
5) Jak widzicie blog wygląda inaczej, musicie się przyzwyczaić.
Nie wiem co mam pisać. Wczoraj przez was płakałam bo już mam tego dosyć ale obiecałam że będę pisać do końca więc to robię...
MIŁEGO CZYTANIA~kurwa
-Dokończycie w nocy a teraz rozpalamy grilla! Jest 18! Justin musimy się nacieszyć jeszcze przez 6 godzin że mamy na sobie majtki. -niechętnie wstałam z chłopaka i podałam mu rękę, on złapał a ja pomogłam mu wstać.
-Dokończymy później. -powiedział i musnął moje wargi po czym pobiegł do chłopaków którzy próbowali rozpalić tą maszynkę ale im nie wychodziło.
Ja poszłam do dziewczyn które robiły jakieś sałatki i szykowały mięso;
-O wreszcie skończyliście. -zaczęły śmiać się dziewczyny,. Uśmiechnęłam się.
-W czym wam pomóc? -zapytałam,
-Dopraw mięso. -powiedziała Natalia która kroiła sałatę.
-Okej.
Gdy skończyłyśmy wszystko robić, chłopaki przyszli nam pomóc zabrać jedzenie.
Grill był już uszykowany i wszystko wyglądało tak;
Jedliśmy, śpiewaliśmy, tańczyliśmy i rozmawialiśmy można to nazwać dobrą zabawą.
-No chłopaki szykujcie się. -powiedziałam o godzinie 23,50 czas latać na golasa. -spojrzeli się na mnie niechętnie i wstali z krzeseł, zaczęli się rozbierać przed nami. -Ale nie rozbierajcie się tuuuuuu! -zaczęłam się śmiać gdy oni stali już w samych majtkach.
-Wstydzisz się nas? -zapytał Eric.
-Nie no ale jak chcecie żebyśmy widziały wasze przyrodzenie no to spoko. -powiedziałam i się uśmiechnęłam. Oni to olali i robili nadal czynność. -No dooooooobra. -spojrzałam na Justina który niepewnie ściąga swoje majtki i jak najszybciej wbiega do jeziora. Pobiegłam na brzeg i czekałam aż reszta wbiegnie i będę mogła wydrzeć się że mają już wyjść. Po chwili poczułam że się unoszę.
Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam że nasze kochane golasy (Justin, Ryan, Chaz, Chris, Eric) postanowili mnie wrzucić do wody.
-Postawcie mnie i to w tej chwili! Ale na pisaku! -szybko zaczęłam piszczeć.
-Za to że my na golasa to ty z nami w wodzie też ale tylko że w bieliźnie. -powiedział Chaz.
-To coś wam się nie udało bo ja jestem nadal w bluzie i szortach. -powiedziałam i zaczęłam się śmiać z ich głupoty. Poczułam coś chłodnego za plecami i po chwili już nie miałam na sobie szortów i bluzy! Jak oni to zrobili! -Barany to bluza Justina a szorty są nowe! Jak możecie! -powiedziałam. -Justin kurwa! Pomóż mi a nie współpracujesz z nimi! -spojrzałam na niego tym swoim spojrzeniem a on tylko przewrócił oczami i powiedział;
-Chłopaki! STOP! Nie możemy... -byłam dumna z Ciebie. Chłopak przejął mnie (wziął na ręce). -Wy nie możecie ale ja mogę. -zaczął się śmiać.
"BUM" wleciałam do wody. Postanowiłam ich przestraszyć więc popłynęłam pod takie most a że było ciemno to mnie nie widzieli.
Byłam już na miejscu a oni dumni z siebie wyszli na brzeg. Po chwili przyjaciele i mój kochany chłopak zorientowali się że mnie nie ma i zaczęli wykrzykiwać moje imię a ja postanowiłam nic nie odpowiadać;
-Mówiłem wam że to jest do dupy pomysł! -Eric zaczął się wydzierać i rzucił się do wody, zaczął mnie szukać.
Chłopaki stali i tak na serio nie ogarniali. w pewnej chwili zobaczyłam Erica obok mnie;
-Eric, Eric! -zaczęłam szeptać. -Cicho nic nie mówi. -powiedziałam do niego a nawet bardziej wyszeptałam.
-Czemu się ukrywasz? -zapytał i podpłynął do mnie.
-Chciałam zobaczyć co zrobicie jak mnie nie będzie. I kochany jesteś że się tak wystraszyłeś ale teraz cicho.
Stali tak i zaczęli wołać znów mnie ale też Erica. Chłopaki zaczęli pływać i nas szukać, dziewczyny siedziały i ryczały. Postanowiliśmy że wyjdziemy z wody ale tak żeby chłopaki nie widzieli, powiemy dziewczynom i pójdziemy się przebrać. Później pójdziemy usiąść tak jakby niby nic. Spoko? -chłopak pokiwał.
*4 I PÓŁ MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
Właśnie siedzę z Justinem na łóżku i przypominamy sobie tą historię która działa się gdy miałam jeszcze mały brzuch.
Cały czas się śmiejemy. Chociaż Justin prosił, namawiał a nawet błagał żebym się do niego przeprowadziła to i tak tego nie zrobiłam. Postanowiłam że zrobię to gdy będzie odpowiedni moment. Wiem że gdybym się przeprowadziła to by stało się tak jak wcześniej. Ja jako kura domowa a Justin olewka na mnie.
Przez te miesiące stał się wielką gwiazdą. Pod naszym moim i jego domem stoją same auta i ludzie z aparatami. Czy to mnie denerwuje? Bardzo.
Ale muszę powiedzieć że kocham Justina fanów!
Nie dostałam jeszcze ani jednego złego tekstu na mnie czy sms, emaila. Nic rozumiecie! Każdy się mnie pyta co ja zrobiłam że oni mnie tak uwielbiają a ja odpowiadam tak po prostu "Jestem sobą, nie mogę się zmieniać dla kogoś. Nie będę pokazywać przed ludźmi że jestem inna. Po co?".
-Justin a pamiętasz jak bałeś się dać mi jabłecznik? Bo mówiłeś że jabłka mogą mi zaszkodzić? -powiedziałam i spojrzałam się na chłopaka. Zasnął na moim brzuchu.
Często to robi. Od tamtego zdarzenia nad jeziorem wie że nie powinien robić czegoś takiego gdy jestem w ciąży.
Powoli wstałam i chłopaka położyłam na kanapie. Nie chciałam go budzić. Termin miałam za pół miesiąca. Postanowiłam że pójdę do siebie ale najpierw zadzwonie po Kennego- ochroniarz mój jak i Justina.
Przykryłam go kocem i pocałowałam w czoło.
Otworzyłam bramkę ochroniarzowi i wpuściłam do domu. Miałam niby czuć się tu jak u siebie, miałam ubrania, pościel, własny pokój, pokój dla maluchów. Postanowiliśmy że nie chcemy wiedzieć jakiej będą płci.
-Hej. -przytuliłam goryla.
-Hej! -podniósł mnie a ja zaczęłam się śmiać.
-Wiesz jest jeszcze wcześnie a ja chciałabym się przejść. Co ty na to? -spojrzałam na niego.
-Na lody!!!!!!!! -powiedział jak małe dziecko.
Wyszliśmy z domu. Ja zakluczyłam go własnym kluczykiem i mogliśmy juz spokojnie iść. To znaczy spokojnie. Za nami szła cała grupa paparazzi ale jak wiecie po paru miesiącach da się przyzwyczaić.
-Cześć Rose. -powiedział już mi jeden znany.
-Ooo cześć. Macie jakieś pytania? -uśmiechnęłam się do nich. Wiedziałam już że lepiej im teraz odpowiedzieć i sobie pójdą wcześniej niż żeby ich olewać.
-Gdzie idziecie? Co robi Justin? Wiecie czy to będą chłopcy czy dziewczynki? -zaczęli się przekrzykiwać.
-No to idę sobie z Kenniakiem na lody a później do parku, Justin śpi. Wiecie jak to on zawsze zasypia gdy jestem przy nim a co do dzieci to zdecydowaliśmy że nie chcemy poznawać płci. Coś jeszcze? -zapytałam i poczułam jak przyjaciel (Kenny) stoi za mną.
-Hmm. Wyjdziesz za Justina za mąż? Czemu się do niego nie przeprowadzasz i czemu jesteś dla nas taka miła? Zawsze inni przed nami uciekają. Ty jesteś inna, dlaczego?
-To będę odpowiadać po kolei. Zgoda? -zapytałam a oni odpowiedzieli chórem "TAK". -No więc jeżeli Justin ruszy dupsko i ponownie mi się oświadczy to zobaczycie sami obrączkę na moim palcu i na pewno dowiecie się tego ode mnie. Nie przeprowadzam się bo boję się że będzie jak dawniej. Oczywiście niedługo to zrobię. Przecież za trzy tygodnie nasze dzieci się urodzą ale nie śpieszy mi się. Jeżeli chcę bliskości Justina to albo on do mnie na noc przychodzi albo ja do niego. Proszę was bez skojarzeń. -zaczęliśmy się śmiać. -Jestem miła? Na prawdę? Miło mi i to bardzo. Szanuję was i waszą pracę. Wiem że połowa z was za to co robicie utrzymuje swoją rodzinę. To jest wasz zawód, nie będę wam kazać zmieniać prace. A po za tym jeżeli bym nie była miła to bym nie była sobą a wy byście mnie zniszczyli. -zaczęłam się znów śmiać. -Dobra kochani jeszcze pare fotek z wami i lecę. Dobra? -zapytałam ich i oni zrobili to o co ich poprosiłam. -Ej i weźcie dziś już kochani nie przyjeżdżajcie. Justin śpi i jest trochę zmęczony odpowiadaniem na wasze pytania chociaż też was kocha jak ja ale wiecie on jest gwiazdą, trasa i to wszystko. -oni obiecali że dopilnują żeby nikt już dziś nie przyjechał. Pożegnałam się z nimi i poszliśmy na lody.
-Wiesz Rose. Ty jesteś inna. Każda gwiazda próbowała uciekać przed fotkami i w ogóle. Ty jesteś dla nich taka miła. Dla mnie. Jak chciałem urlop chociaż pracowałem dla Ciebie nie całe dwa tygodnie to mi go dałaś bez problemu. Gdy chciałem pożyczyć kasę na studnia córki to mi je dałaś i kazałaś nie oddawać bo powiedziałaś że ma się moja pociecha kształcić. Czemu to robisz? -zapytał i stanął jednocześnie w kolejce po lody.
-Może dlatego że wiem jakie życie jest trudne. Jesteś dla mnie jak członek rodziny, zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz sam że nie mam rodziców, nie mam nikogo oprócz was. Moich przyjaciół, Justina i jego rodziny. Sama pracowałam na takim śmietnisku i zawsze się stawiam tak jakbym ja miała taką sytuacje jak inni. Pracowała bym jako nawet taki paparazzi to przecież chociaż nie chcę to i tak musze chodzić. Jeżeli nie znajdę jakiegoś dobrego artykułu na jakąś gwiazdę to za co wychowam dzieci. Gdy poprosiłeś mnie o kasę to wiedziałam co to znaczy bo sama pracowałam w KFC i zbierałam na swoje studia chociaż na nie nie poszłam to wiem jakie to jest drogie i ważne. -kasjerka się na nas spojrzała.
-Słucham? -zapytała i się uśmiechnęła.
-Poproszę dwa lody po jeden ma mieć sześć gałek a drugi trzy. No Kenny dawaj dla Ciebie sześć bo jesteś taki wielki. -spojrzałam na niego i zobaczyłam jak się uśmiecha. Uwielbiam patrzeć się na to gdy ktoś jest szczęśliwy.
Mężczyzna wybrał lody ja też.
-Dziś pani nie płaci, na koszt firmy. -uśmiechnęła się do mnie.
-To chociaż dam Ci do puszki. -włożyłam do metalowej puszki z napisem "NA KONCERT JUSTINA BIEBERA" 50 dolarów. -Jesteś fanką Justina? -spojrzałam na nią z uśmiechem na twarzy.
-Nie tylko jego ale twoją też. Nie wiem jak się o to zapytać ale mogę z tobą Rose zdjęcie? -pokiwałam głową. Dziewczyna wyszła z budki podała ochroniarzowi telefon a on zrobił nam zdjęcie.
-Mogę wiedzieć jak się nazywasz? -zapytałam ją.
-Rose. Tak jak ty. Pozdrowisz ode mnie Justina? -zapytała a uśmiech z jej twarzy nie znikał.
-Chyba będziesz mogła jednak zrobić to sama. Poczekaj. -z torebki wyciągnęłam bilety na koncert Justina w NY razem z M&G i wejściówką za kulisy. Zawsze noszę po parę takich biletów. Fajnie tak spojrzeć na kogoś gdy się uśmiecha. -Trzymaj to dla Ciebie i masz jeszcze dla twojej koleżanki czy rodziny. -dałam jej jeszcze 4 dodatkowe. Ona zaczęła płakać. Przytuliłam ją i powiedziałam;
-Pa do zobaczenia na koncercie Rose. -i poszłam.
Weszliśmy do parku a ja poczułam że.............