piątek, 2 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 56

-Hej kochanie. -usłyszałem jej piękny głos przez który zawsze przechodzą mi ciarki. Odwróciłem się do niej.
-Hej śliczna, jak się czujesz? -zapytałem.
-A bardzo dobrze. -uśmiechnęla się. -Pojedziesz mi po ubrania?
-Tak. Tylko to chcesz?
-Tak.
-A Pattie może przyjechać? Strasznie się o Ciebie martwiła.
-Tak! Chcę ja zobaczyć.

Dałem jej jeszcze buziaka w czoło i pojechałem do domu.
-Momo! -wydarłem się na całe mieszkanie.
-W kuchni.
Podszedłem do blatu i oparłem się łokciami.
-Cześć synuś. -kobieta dała mi buziaka w policzek.
-Cześć mamusiu.
-Jak Rose się czuje? Mogę z tobą do niej pojechać? -uśmiechnąłem się do niej szeroko bo czytała mi w myślach.
-Bardzo dobrze, właśnie miałem się o to pytać. To ja idę ja spakować a ty nie wiem. Rób co robiłaś.
-Zrobię jej naleśniki i jeszcze coś do jedzenia bo to żarcie w szpitalu jest najgorsze jakie może być.
-Kochana jesteś. -przytuliłem ją.

*OCZAMI ROSE*

Czekałam na Justina. Dopiero co wyszedł a ja już tęskniłam.
-Można? -usłyszałam.
-Taj proszę. -odpowiedziałam nie wiem do kogo bo nie rozpoznałam głosu.
Do sali zaczęli wchodzić wszyscy chłopcy z drużyny koszykarskiej i zaczęli śpiewać moją ulubioną piosenkę:

http://www.youtube.com/watch?v=he3DJLXbebI&feature=youtube_gdata_player

-Dobra koniec. -zaczęłam się śmiać. -chodźcie do mnie a nie. -rozłożyłam ręce a oni się wtulili.
-Widze że ma pani gości. -powiedział miły lekarz po 50.
-A o co chodzi? -chłopaki wypuścili mnie że swoich uścisków.
-Chciałem pani pogratulować bo pierwszy raz widze taka mocna osobę jak ty. Przeszczep się przyjął. Jeśli bedziesz chciała to mogę Cie dziś wypisać.
-Na prawde?
-Tak ale wtedy musisz miec bardzo dobra opiekę.
-Damy sobie radę. -powiedział Matt i mnie przytulił.
-To za godzinę bedziesz już w domu. -uśmiechnął się i wyszedł.

Chłopaki zaczęli mi dawać różne kwiaty, balony, słodycze, kartki z napisami i od całej drużyny dostałam piłkę do kosza- fioletową- mój kolor i Jusa.
Zaczęli mi mówić że nie pojechali na bal bo się modlili za nie. Powiedzieli mi też że traktują mnie jak taką małą siostrę o która zawsze będą się troszczyć. Zaczęli do mnie mówić "siostra" co mi pasowało.
-Dziękuję Bogu że dal mi taką wspaniałą rodzinę jak wy. -po plakalam się a oni zrobili "grupowy uścisk".
-Rose. -usłyszałam cieniutki głos małej kobiety.
-Pattie. -chłopaki odsunęli się ode mnie i pozwolili kobiecie się ze mną,przywitać.
-Kochanie czemu mi nie powiedziałaś. Olać Justina... -nie było dane jej dokończyć.
-Ej... -powiedział oburzony Justin i usiadł obok mnie.
-Cicho. -powiedziała i kontynuowała. -Ale moglaś mi powiedzieć. Jesteś moja rodziną, synową. Nie chcę stracić kogoś tak ważnego. Od dziś albo mieszkasz z nami albo z Justinem w kawalerce. Zrozumiano?
-Taj jest kapitanie. -cała sala zaczęła się śmiać.

Gdy się uciszyli zeszłam z łóżka i usiadłam na jego kolanach. Wiedziałam że jest coś nie tak.
-Ej Justin co jest? -zapytałam.
-Bo...bo... Ja mam coś dla Ciebie.
-A co to takiego? -poruszałam zabawnie brwiami.
-Zobaczysz w domu.
-Dobrze. Kochanie masz się uśmiechnąć. Jak tego nie zrobisz to zamiast jechać już dziś do Ciebie to pojadę do Sandry która może też się mną zaopiekować.....
-No dobrze kochanie. Wszystko zrobię tylko żeby mieć Cię blisko. -dałam mu buziaka w usta i na jego twarzy znalazł się wielki uśmiech. Gdy pomyślałam dokładnie co on przed chwilą powiedział to z oczu wypłynęło parę łez.
Do sali wszedł doktor. Był cały uśmiechnięty.
-Witam wszystkich. Widzę że łóżko szpitalne nie jest zbyt wygodne. -spojrzał na mnie a po chwili na Justina.
-Gdy on jest obok to wszystko jest lepsze. -zrobiliśmy noski a w sali usłyszeliśmy jedno "OOOOO ALE SLODKO".
-To tak: tu ma pani papiery i receptę. Nie może pani jak na razie tracić dużo energii więc dostaje pani od szpitala wózek. Słyszeliśmy że lubi pani fiolet, więc wózek jest właśnie takiego koloru.
-Dziękuję bardzo. -podniosłam się i doczłapałam do starszego mężczyzny. -Taj na prawdę to dzięki panu jeszcze żyje. Dzięki panu widzę te wszystkie ważne dla mnie osoby a jak widzi pan to prawie wszyscy to mężczyźni którym mogę zaufać. Dziękuję jeszcze raz. -przytuliłam go. Po chwili on powiedział krótkie "Nie ma za co" i wyszedł.
-Nie to co robimy? -odwróciłam się do wszystkich bo wcześniej stałam do nich plecami i zaczęłam się śmiać. Każdy w tej sali płakał, każdy chłopak i Pattie.
-Ej rodzinko robimy tuli? -zapytałam a każdy do mnie podszedł i się przytulił. To było coś wielkiego czułam że znalazłam wspaniałych przyjaciół, najlepszego chłopaka pod słońcem i najlepszą teściową.

I jak? Nie wiem czy fajne czy nie.

6 komentarzy: